aktualności klasztoru Carmelitanum Poznań wróć

Wspomnienie z pielgrzymki na Suwalszczyznę


2 sierpnia, 2021

25 lipca wyjechaliśmy kilkoma samochodami z Poznania. Wieczorem spotkaliśmy się w klasztorze Sióstr karmelitanek w Ełku. Przywitały nas ciepłą jajecznicą na kolację. Atmosfera przy niej była pełna śmiechu oraz wspomnień zeszłorocznej wspólnej wędrówki. Kolejnego dnia rano wzięliśmy udział we Mszy Świętej wraz z naszymi gospodyniami. Oczarowały nas one pięknym śpiewem, co pomogło nam wszystkim przeżyć dobrze początek naszej drogi. Ojciec Krzysztof pobłogosławił wszystkich słowami, których używa się przy błogosławieństwie pielgrzymów na szlaku Świętego Jakuba, które zapadły nam szczególnie w sercu. Po zapakowaniu samochodu Artura, który wiózł wszystkie nasze bagaże i miał nam posługiwać jako pomoc i ośrodek żywieniowy w trakcie trasy, zrobiliśmy wspólne zdjęcie i wyruszyliśmy przez Ełk do Rydzewa. Wieczorem zachodząc do tej miejscowości zobaczyliśmy ciekawe zjawisko: busik wyglądający na samochód z lodówkami, gdzie można kupić np. mięso, jednak TEN był odmieniony. W środku znajdował się ekran i wyświetlany był film. Ściany busa były pokryte grafikami z Janem Pawłem II. Szybko dowiedzieliśmy się, że Pan kierowca czekał na nas. Była to akcja rozpowszechniania szlaku Jana Pawła II, którym Karol Wojtyła pływał kajakiem. Niemała to była niespodzianka. Nagranie puszczane w busiku było poruszające w swojej prostocie. Opowiadała w nim Pani, która wymyśliła określenie „Wujek” na papieża, była harcerką i wzbudziła naszą sympatię.

W Rydzewie nocleg spędziliśmy w OSP, gdzie przy ciepłej zupie przywitała nas młoda Pani Sołtys, która wkrótce potem przyjęła nas wraz z swoją Mamą Panią Wiesią w domu rodzinnym na prysznic. Ugościły nas pyszną herbatą miętową, w przyjęcie nas zaangażowana była cała rodzina. Piękna wspólnota. Pani Sołtys tłumacząc, jak pracuje i rozwiązuje konflikty wskazała na różaniec i powiedziała: Wy rozumiecie. Tylko to. Kolejnego dnia wyruszyliśmy, żegnając strażackie bociany, bo one mieszkały w swoim gnieździe tuż przy naszym noclegu w kierunku Rajgrodu. Dochodząc do celu naszej drogi tego dnia byliśmy nieco zdziwieni. Bo trasa prowadziła nas zakrętami do celu, a nie w prostej linii. Później było to dla wszystkich jasne. Nazwaliśmy to tzw. Skrótami Ojca Krzysztofa, ponieważ on był autorem niektórych z nich. Nasz kościół, dokładnie Sanktuarium Królowej Rodzin z oddali wyglądał troszeczkę jak toskańska katedra pośród zielonych pagórków… Następnego dnia Proboszcz po Mszy Świętej opowiedział nam historię kościoła i pobliskich rejonów. Zabawnym elementem tego spotkania była uwaga księdza skierowana do mnie: A dla Ciebie trzeba znaleźć kawalera. Od tego momentu do początku śniadania śmiałyśmy się z Olą, jak to ksiądz i Ojciec zorganizują za plecami rodziców w szybkim tempie kawalera, ślub i wesele. Raz dwa i będzie pozamiatane! Na szczęście zanim pojawili się kandydaci udało się nam wyjść i wyruszyć w kierunku Białobrzegów. Tam spaliśmy w szkole. Prysznic braliśmy u rodziny, która poczęstowała nas lodami i miodem, a na kolacje jedliśmy kartacze. Każdego dnia byliśmy przekonywani o Opatrzności Bożej. Rano wzięliśmy udział we Mszy Świętej odprawionej przez Ojca Krzysztofa i podreptaliśmy dalej. Podczas trasy, jak zazwyczaj, odmówiliśmy różaniec, koronkę do Bożego Miłosierdzia, odśpiewaliśmy Godzinki i wysłuchaliśmy konferencji Ojca Krzysztofa. Konferencje nie odbywały się codziennie i miały dwa tematy pierwszy dotyczył przyjaźni, a drugi życia świętego Jana od Krzyża. Tego dnia dotarliśmy do Studzienicznej, urzekającego miejsca położonego nad dwoma jeziorami. Było to znamienne miejsce, w którym wcześniej nie mieliśmy ustalonego noclegu. Kilka telefonów. A miejsce się znalazło. Kolejny raz umocnieni napotkanymi wydarzeniami odczuwaliśmy wdzięczność Panu Bogu za to że troszczy się o nas. W tej miejscowości spędziliśmy trochę czasu w dwóch kościółkach. Szczególnie pierwszy zachęcał do modlitwy. Biła z niego cisza, która przyjęta budziła głęboki pokój w sercu. Kościół ten był pod wezwaniem Matki Bożej Szkaplerznej

Ze Studziennicznej wyszliśmy na drugi dzień bardzo późno, około 12.00. To było dobre miejsce, ciężko było je opuścić. Następny fragment trasy prowadził nas przez lasy i był męczący. Doprowadził również do lasu DO Głebokiego Brodu. Na miejscu było jeziorko i wiata. Gdy dochodziliśmy z daleka widać było tył wiaty i dym. Tego dnia Ania troszczyła się o nocleg i posiłek. Wszyscy wyczekiwali, co tym razem na nas czeka. Gdy zaszliśmy pod wiatę: oczom nie mogliśmy wierzyć. Uśmiechnięta Ania przywitała nas rozpalonym ogniem w palenisku i kolacją, na której były kiełbaski z grilla z warzywami. Choć Ania wcześniej nie miała pozytywnych doświadczeń z namiotowym życiem, tego dnia tryskała radością mogąc się o nas zatroszczyć. A gdy rozstawiane były namioty, piszczała z radości niczym mała dziewczynka. Tej nocy zastała nas burza. Kto spał w czasie burzy pod namiotem wie jakie to wyjątkowe przeżycie. Dobrze rozstawione namioty nie przeciekły. Niestety zbiornik wodny nie nadawał się do pływania, ani do mycia, ale po nocy spędzonej w stanie czystości jak w dniu dziecka niektórzy z nas postanowili się w nim wykąpać (i żyją do dziś). Rano spokojnie wszyscy ruszyliśmy dalej i dotarliśmy do Sejn, do Sanktuarium Matki Bożej. Dochodziliśmy tam w deszczu. Ale wkrótce ogrzaliśmy się i odpoczęliśmy w łóżeczkach domu pielgrzyma. Kolejnego dnia po odprawionej przez Ojca Mszy Świętej w Sanktuarium, podziękowaliśmy księdzu odpowiedzialnemu za gości i wręczyliśmy mu książkę: Z Jonaszem na falach i na pustyni, którą wręczaliśmy wszystkim nas goszczącym tego roku gospodarzom. Poszliśmy dalej. Trasa była wyjątkowo ładna. Prowadziła przez dziki ciemny las. Dosyć późno dotarliśmy, goniąc, by przed 21.00 przyjść do Wigier, a to wszystko dlatego, by zdążyć na kolację. Wigry to pokamedulski erem. Dziś nowocześnie odnowiony. Troszkę był to dla niektórych szok wejść z klimatu pielgrzymki po trasie w wręcz pałacowe klimaty restauracji, w której ugoszczono nas wykwintną zupą i drugim daniem, gdzie talerze podawali elegancko ubrani kelnerzy. Ale godność tego miejsca oddawała cześć i ukłon duchowej historii tego miejsca. Następnego ranka po nocy w muzeum, bo spaliśmy w pokojach należących do muzealnej części klasztoru (niektórzy mieli swoje posłania wręcz koło gablot z eksponatami), udaliśmy się na Mszę Świętą. Po niej zjedliśmy śniadanie i rozpoczęliśmy zwiedzanie ośrodka wraz z Księdzem Janem który po oprowadzeniu nas powiedział: No to jesteście pierwszą grupą którą oprowadziłem. Okazało się, że ks. Jan jest tu nowy i od niedawna sprawuje swoją funkcje opiekuna tego miejsca. Zwiedzając widzieliśmy cele zakonników niższych rangą, a także wyższych czyli np. opata. Cele były odremontowane i wyposażone we współczesne urządzenia, w tablety na ścianie, telewizory i meble w stylu dzisiejszego designu projektowane specjalnie dla tego miejsca. Były bardzo ciekawe. Te współczesne cele były przygotowane pod dni skupienia prawdopodobnie dla bogatych osób. Tego dnia czekały nas ostatnie chwile wędrówki. Niesamowite było to, że w miejscu, w którym kończyliśmy trasę, spotkaliśmy się z prowadzącymi samochody Arturem i Anią bez dzwonienia i umawiania. Przyszliśmy, a oni przyjechali. Wiele było podczas pielgrzymki takich wyjątkowych sytuacji. Szczęśliwi w miejscu zakończenia trasy czyli na skrzyżowaniu dróg zrobiliśmy upamiętniające zdjęcie. Wkrótce wszyscy siedzieliśmy na kolacji ponownie w Ełku. I czuliśmy się jakby te osiem dni było jednym. I nie wiedzieliśmy, kiedy ten czas tak szybko minął. Nazajutrz wraz z Siostrami byliśmy jeszcze na Mszy Świętej, a w drodze do Poznania nawiedziliśmy Świętą Lipkę, jednak już bez Agnieszki i Michała którzy pojechali już w swoją stronę. Pielgrzymka obdarowała nas czasem wyciszenia, zachwyciła pięknem Wschodniej Polski i umocniła na dalsze dni roku. W kolejnym roku także ruszamy w drogę. Może pójdziesz z nami?

Więcej zdjęć na naszym facebooku.

Jadwiga Hardt